W związku z utratą kontroli nad Warszawą niemieccy politycy są coraz bardziej zdesperowani, a paranoja niektórych z nich sięga zenitu! Martin Schulz palnął wczoraj, że PiS – w konsekwencji zwycięstwa w demokratycznych wyborach z 25 października – dokonał „zamachu stanu”… Panie Schulz – zamach to dopiero nastąpi, ale na niemieckie interesy w Polsce w formie podatku bankowego (mBank, Deutsche Bank, Volkswagen Bank) oraz podatku od sklepów wielkopowierzchniowych (Lidl, Kaufland, Rossmann)!
Niemiecki przewodniczący Europarlamentu powiedział wczoraj w radiowym wywiadzie, że „to, co rozgrywa się w Polsce, ma charakter zamachu stanu i jest dramatyczne”, po czym dodał, że o sytuacji w Polsce zamierza „obszernie dyskutować” w Parlamencie Europejskim obszernie dyskutować”. Warto podkreślić, że to nie pierwsza kontrowersyjna wypowiedź Martina Schulza w stosunku do Polski. Kilka tygodni temu ten polityk SPD sugerował, że nie powinniśmy mieć odmiennego zdania w kwestii islamskich imigrantów, bo możemy nie doznać łaski eurokratów przy podziale europejskich funduszy. We wrześniu zaś straszył „użyciem siły”, jeśli wpadniemy na pomysł zablokowania relokacji uchodźców do Polski z innych państw Europy.
Pisałem to już wcześniej, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Rząd Beaty Szydło zapowiedział istotne zmiany w relacjach między Warszawą i Berlinem. Z politycznego wasala Niemiec nasz kraj ma się przeobrazić w niezależnego gracza na arenie europejskiej, który w kluczowych dla polityki międzynarodowej kwestiach ma mieć swoje zdanie, uwzględniające przede wszystkim własne interesy. Między innymi dlatego niemieckie władze, a w ślad za nimi niemieckie media, wpadły w histerię i rozpoczęły bezprecedensowe ataki na nowe władze w Warszawie.
Paranoja jakiej doznał Martin Schulz pokazuje, że oni na prawdę się boją. Boją się o swoje interesy w Polsce. Boją się, że niemieckie podmioty funkcjonujące na terytorium naszego kraju przestaną przynosić gigantyczne zyski, że zapowiadany przez rząd PiS podatek bankowy oraz podatek od sklepów wielkopowierzchniowych istotnie ograniczy dotychczasowy transfer kapitału za Odrę. Boją się tego histerycznie, ale nie mają bladego pojęcia jak przywrócić utraconą kontrolę nad Warszawą. Stąd teksty o „zamachu stanu”, grożenie „użyciem siły” lub odebraniem europejskich funduszy.